piątek, 19 czerwca 2015

Pan Wrzechświata #4

Przepraszam za tak długą nieobecność, ale miałam dużo na głowie i problem z komputerem, ale teraz mam dla Was długiii rozdział w ramach przeprosin :)

Mój szef lekko zdezorientowany, szybko pyta.
-Zna pan moją asystentke?-pyta zdziwiony.
-Owszem. Poznałem panią Clarisse na wręczeniu dyplomów studentom oraz przy stoisku z winami.-uśmiecha się Josh myśląc, że tym co powiedział zawstydzi mnie, ale ja ani drgnę. Przegrany zaprasza nas abyśmy usiedli. Tak też robimy. Pan Pier chwilę dyskutuje na temat win z Joshem, a on widocznie jest w swoim żywiole bo opowiada o jakiś winach. Chyba dobrze się zna na winach. Ja nie wiedząc co robić zaczynam rozglądać się po całym biurze aż znajduję punkt, który przykuwa moją uwagę. To obraz. Jest bardzo piękny. Spodobał mi się i zaczynam przyglądać mu się z fascynacją. Ciekawa jestem kto go namalował. Chciałabym taki u siebie w pokoju. Nadawałby się idealnie, to właśnie moje klimaty. Panowie zauważając moją fascynacje z jaką przyglądam się obrazowi natychmiast przestają rozmowiać o winach, a Josh zaczyna znowu.
-Ciekawi coś panią tak bardzo w moim gabinecie?-pyta.
-Nie. Tylko się rozglądam, piękne wnętrze.-odpowiadam, dalej nie dając po sobie poznać jak mi gorąco na myśl, że rozmawiam z takim człowiekiem jakim jest Josh. Jak on potrafi zawstydzić i mnie onieśmielić. Po tych słowach zaczeło się całe przedstawienie. Papiery, umowy, podpisywanie, przeglądanie. Kiedy nagle pan Pier odzywa się.
-Przepraszam panie Prein chciałbym skorzystać z toalety gdzie ona jest?-pyta. Josh wciska jakiś przycisk na telefonie i w drzwiach pojawia się młoda dziewczyna, która prowadziła nas tu do biura. O nie teraz zostanę z nim sam na sam w jego biurze.
-Avry zaprowadzi pana.-odpowiada Josh. Pier wyszedł, a ja siedze i spoglądam ukradkiem na ten cudowny obraz. Josh znów próbując mnie onieśmielić odzywa się.
-Wygląda pani kwitnąco panno Katshine.-mówi. Czy pani oczy uciekając od mojego wzroku biegną do tego obrazu?-wskazuje na obraz, który bardzo mi się spodobał. Nie chcąc dać się wkopać, że uciekam wzrokiem od jego wzroku przytakuje.
-Obraz jest fantastyczny i przykuł moją uwagę.
-Verro Mantigaine namalował go. Również uważam, że jest fantastyczny. Szkoda, że tak rzadko spogląda pani na mnie chciałbym częściej patrzeć na te piękne oczy.-mówi lekko uśmiechając się, a ja już nie panując nad sobą czerwienie się jak burak. Muszę coś odpowiedzieć. Nie. Koniec myślenia po prostu powiem to co mi ślina na język przyniesie. Im dłużej się zastanawiam co odpowiadać jest gorzej. Trudno czasami mam nie wyparzony język, ale przynajmniej będę sobą.
-Mówiłam panu, bardzo mnie pan onieśmiela.-odpowiadam.
-To dobrze czy źle?-pyta.
-Sama nie wiem może dla pana dobrze bo ma pan okazje do śmiania się z moich czerwonych policzków, a dla mnie źle bo się zawstydzam i żyję ze świadomością, że właśnie napawa się pan widokiem czerwonych policzków.
-Och! Cóż za monolog panno Katshine.-uśmiecha się Josh.-Aż tak na panią działam?-pyta rozbawiony.
-Możliwe.-kiedy Josh chciał coś powiedzieć do biura wszedł pan Pier. Z powrotem wróciłam do powagi i moich przypudrowanych brązem policzków. Po godzinie lub dwóch i omówieniu całej tej sprawy mogliśmy opuścić biuro pana Preina. Wychodząc zostałam złapana za ramię i wciągnięta z powrotem do gabinetu Josha. Trzyma mnie za ramiona i patrzy na mnie uważnie. Tym razem nie spuszczam z niego wzroku. Nie wiem co się teraz dzieję, ale napewno nie to na co jestem gotowa.
-Poczekaj sekundkę.-mówi szeptem i wypuszcza mnie z uścisku. Wychodzi z gabinetu, a ja stoję w tym samym miejscu nie wiedząc co się dzieję. Co z moim szefem pewnie się dziwi czemu nie pojechałam z nim. W sumie po spotkaniu miałam mieć wolne więc akurat teraz już nie ważne co robię. Słyszę telefon dzwoniący z torebki. Tak to napewno pan Known. Szybko swoimi drżącymi rękami odnajduję telefon i odbieram.
-Wszystko w porządku Clarisso? Pan Prein powiedział, że jesteście umówieni na kawę po spotkaniu. Wrócisz sama do domu?-pyta pan Known. No tak mój troszczący się o wszystkich pracowników szef. Zaczynam odpowiadać kiedy do gabinetu wraca Josh.
-Tak, spokojnie poradzę sobie..-nie zdążyłam dokończyć kiedy Josh wyrywa mi telefon z ręki, rozłącza się i odkłada na biurko. Co to miało być?! Nie panując nad sobą krzyczę.
-Josh!-o nie. Powiedziałam mu po imieniu.
-Och, pierwszy raz spotykam się z kobietą tak szybko mówiącą do mnie po imieniu.-zawaliłam. Przecież byłam taka poukładana, a ja po imieniu. Nie czekając długo na to aż coś powiem staje tuż obok mnie przyciąga i zaczyna mnie całować. Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy, ale przecież to było od początku wiadome, że ten jego wzrok, to jak patrzył. Może Melanie miała rację i wpadłam mu w oko? No przecież bez powodu by mnie nie całował. Nie zastanawiając się dłużej oddaje się tej cudownej, przyjemnej chwili. Przez dłuższą chwilę całujemy się. Po całym wydarzeniu wypuścił mnie z objęcia i znów spojrzał na mnie tym wzrokiem. Nie wiem co on może oznaczać może jakieś błaganie, ale o co? Stoję jak słup i nie wiem, co odpowiedzieć na to co się stało. Długo nie stoimy w milczeniu. Josh stojący dalej blisko mnie bierze rękoma moją twarz odchyla w górę tak żebym patrzyła na niego.
-Teraz będziesz się na mnie patrzyła?-pyta.
-A co jeśli nie będę tego robiła?-odpowiadam pytaniem.
-Będę robił to.-bierze moją twarz i przyciąga do swojej i znów mnie całuje. Hm w sumie mogę na niego nie patrzeć. Dostane fajną kare za to. Zaczynam się śmiać i natychmiast puszcza moją twarz.
-Taki jestem zabawny Clarisso?-pyta.
-Pierwszy raz spotykam się z mężczyzną, który tak szybko zwraca się do mnie po imieniu.-przedrzeźniam go.
-Och! Proszę nie oszukiwać się bo nie wychodzi to pani.-uśmiecha się.
-Co pan w ogóle robi ze mną? Całuje pan tak każdą nieznaną dziewczynę?-pytam śmiało.
-Nie. Tylko taką co bardzo kusiła i mi się spodobała.
-Nie jestem taka...nie mogłam się spodobać tobie. Było wiele innych ładnych, śmiałych nie rumieniących się dziewczyn na sali.-mówię.
-Ale to nie była loteria na dziewczyny Clarisso.-mówi uśmiechając się.-A ja nie wybierałem sobie tam, która mi się spodoba, a która nie. Ty wyróżniałaś się bardzo z tłumu. Jako jedyna nie chcesz patrzeć mi w oczy nawet kiedy przemawiałem nie patrzyłaś sie na mnie. To było irytujące.
-Nie mogę ci patrzeć w oczy. Mówiłam ci już.
-Więc będą kary.-odpowiada.-A teraz chce cie zaprosić na kawę.-mówi.
-Czemu?-pytam choć moje pytanie jest bezsensowne. Po to żeby wypić z tobą kawe? Podpowiada mi umysł. Już żałuję, że zadałam to pytanie. Josh uśmiecha się szeroko i odpowiada.
-Czemu? Po co ludzie chodzą na kawe się pytasz? No nie wiem może żeby napić się kawy Clarisso nie uważasz?-pyta ironicznie.
-Oczywiście, ale czemu chcesz iść na tą kawe?
-Żeby cie poznać Clarisso. Pytałaś czy całuje tak każdą nieznaną dziewczynę więc zabieram cie na kawę żebyś mogła uznać, że się znamy i całuje tylko dziewczynę, którą znam i mi się podoba jasne?-pyta.
-Tak, oczywiście, że jasne.-odpowiadam. Dziwię się sama sobie jeszcze jak tu weszłam bałam wypowiedzieć się jakiego kolwiek słowa bo tak mnie onieśmielał Josh.Teraz rozmawiamy normalnie jak normalni ludzie o pocałunku mający miejsce w biurze Josha Preina miliardera całującego nieznaną szarą myszkę. To musi być sen. Uderzam się w kawiarni w głowę. Zszokowany Josh od razu pyta.
-To tik nerwowy? Jeśli tak musisz się tego oduczyć.-uśmiecha się.
-Nie. Przepraszam pewnie okropnie to wyglądało i przyniosłam ci wstyd.
-Nikt nie patrzył na to. Czemu uderzyłaś się w głowę? Jeśli można wiedzieć. Nie chce żebyś robiła sobie krzywdę.-mówi.
-Bo to nie prawda. To taki sen. Brzmi to dziecinnie, ale takie rzeczy nie zdarzają się w normalnym świecie.-mówię przygnębionym głosem. Czuję się przygnębiona.
-Jakie rzeczy?
-Ty. Nie codziennie spotyka się kogoś kto tak onieśmiela, a po paru spotkaniach i to przez przypadek całuje obcą osobę, a ja i ty to takie przeciwieństwa nie zechcesz mnie jeśli w ogóle mnie chcesz. Och matko! Nie. Ja muszę iść. Przepraszam.-szybko nie czekając na jego reakcję zabieram torebkę i uciekam z kawiarni. Jak mogłam palnąć taką głupotę. Przecież wiadome jest, że nie chce mnie, a ja powiedziałam taką głupotę. Wstyd mi za siebie. Przystojny miliarder i nie piękna asystentka Piera Knowna. Brzmi tak okropnie jak tylko może. Zresztą napewno nie pocałował mnie tak o. Może czegoś oczekuje ode mnie. Nie patrząc jak idę i gdzie idę słyszę pisk samochodu i widzę siebie na środku ulicy. Lekko się chwieje i upadam na ziemie. Nic mi nie jest, ale jak mogłam być tak nie uważna. Czuję czyjąś dłoń na ramieniu. To On. W tle słychać krzyki kierowcy i spokojny głos Josha.
-Proszę nie krzyczeć. Zagapiła się dziewczyna. Nie pierwsza, nie ostatnia. Proszę wybaczyć za zamieszanie.-mówi i podnosi mnie z ulicy. Czuję się upokorzona. Kiedy Josh ciągnię mnie gdzieś gdzie nie ma ludzi na prawdę źle się czuje i moje myśli są coraz gorsze czuje jakby moja głowa miała wybuchnąć. Idę ze spuszczoną głową i czuję na swojej tali jego dotyk. Dalej mnie prowadzi w stronę alejki gdzie ludzi już prawie w ogóle nie ma. Nagle zatrzymuję się. Unosi moją twarz tak, że muszę na niego patrzeć i mówi spokojnym, cichym głosem.
-Może i nie jestem taki jak sobie wyobrażasz bo nie spotkałem wcześniej takiej dziewczyny jaką jesteś ty. Może i jesteś onieśmielona mną, ale czasami masz niewyparzony język, może i masz w niektórych sprawach rację,ale nie zostawię cie tak szybko i może jesteś nie ostrożna, ale dalej mi się podobasz.-mówi i nie czekając na moją odpowiedź bierze mnie w objęcia i całuje. Odwzajemniam pocałunek. Tak spodobał mi się. Ten poważny, ale i zabawny niby sztywniak jak mówi Melanie, ten jakże niby romantyczny, ale poukładany, chcący rządzić ludźmi i teraz chyba mną. Ten skrywający sekrety, tajemniczy wzrok. Tak spodobał mi się cały. Tak ten pan miliarder właśnie całuje zwykłą asystentkę jakiegoś tam szefa. Czy dalej uważam, że to sen? Tak. Stoimy tak chwilkę gdy znowu wypuszcza mnie z objęć.
-Chodź, odwioze cie do domu. Okej?-pyta, a ja nie myśląc nawet skąd zna mój adres potakuje. Bierze mnie za ręke i prowadzi do czarnego samochodu. Wsiadam, a zaraz koło mnie siada Josh. Jedziemy ulicami, a ja nie chcąc już myśleć za dużo bo może się dla mnie znowu skończyć źle zamykam oczy. Czyjeś dłonie gładzą mój policzek. Natychmiast otwieram oczy. Musiałam usnąć. Matko! Mówiłam coś przez sen? Chrapałam?!
-Wstawaj księżniczko, twój dom zgadza się?-pyta.
-Tak dziękuje za podrzucenie mnie pod dom.
-Odpisz potem na mejl.-mówi.
-Mejl?
-Tak czeka na ciebie w domu ode mnie. Zgoda? Nie chce wprawić cie w onieśmielenie.
-Zgoda.
-Dozobaczenia Clarisso.-bierze moją dłoń i składa na niej delikatny pocałunek.
-Dozobaczenia Joshu.-odpowiadam i wysiadam z samochodu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz