piątek, 19 czerwca 2015

Pan Wrzechświata #4

Przepraszam za tak długą nieobecność, ale miałam dużo na głowie i problem z komputerem, ale teraz mam dla Was długiii rozdział w ramach przeprosin :)

Mój szef lekko zdezorientowany, szybko pyta.
-Zna pan moją asystentke?-pyta zdziwiony.
-Owszem. Poznałem panią Clarisse na wręczeniu dyplomów studentom oraz przy stoisku z winami.-uśmiecha się Josh myśląc, że tym co powiedział zawstydzi mnie, ale ja ani drgnę. Przegrany zaprasza nas abyśmy usiedli. Tak też robimy. Pan Pier chwilę dyskutuje na temat win z Joshem, a on widocznie jest w swoim żywiole bo opowiada o jakiś winach. Chyba dobrze się zna na winach. Ja nie wiedząc co robić zaczynam rozglądać się po całym biurze aż znajduję punkt, który przykuwa moją uwagę. To obraz. Jest bardzo piękny. Spodobał mi się i zaczynam przyglądać mu się z fascynacją. Ciekawa jestem kto go namalował. Chciałabym taki u siebie w pokoju. Nadawałby się idealnie, to właśnie moje klimaty. Panowie zauważając moją fascynacje z jaką przyglądam się obrazowi natychmiast przestają rozmowiać o winach, a Josh zaczyna znowu.
-Ciekawi coś panią tak bardzo w moim gabinecie?-pyta.
-Nie. Tylko się rozglądam, piękne wnętrze.-odpowiadam, dalej nie dając po sobie poznać jak mi gorąco na myśl, że rozmawiam z takim człowiekiem jakim jest Josh. Jak on potrafi zawstydzić i mnie onieśmielić. Po tych słowach zaczeło się całe przedstawienie. Papiery, umowy, podpisywanie, przeglądanie. Kiedy nagle pan Pier odzywa się.
-Przepraszam panie Prein chciałbym skorzystać z toalety gdzie ona jest?-pyta. Josh wciska jakiś przycisk na telefonie i w drzwiach pojawia się młoda dziewczyna, która prowadziła nas tu do biura. O nie teraz zostanę z nim sam na sam w jego biurze.
-Avry zaprowadzi pana.-odpowiada Josh. Pier wyszedł, a ja siedze i spoglądam ukradkiem na ten cudowny obraz. Josh znów próbując mnie onieśmielić odzywa się.
-Wygląda pani kwitnąco panno Katshine.-mówi. Czy pani oczy uciekając od mojego wzroku biegną do tego obrazu?-wskazuje na obraz, który bardzo mi się spodobał. Nie chcąc dać się wkopać, że uciekam wzrokiem od jego wzroku przytakuje.
-Obraz jest fantastyczny i przykuł moją uwagę.
-Verro Mantigaine namalował go. Również uważam, że jest fantastyczny. Szkoda, że tak rzadko spogląda pani na mnie chciałbym częściej patrzeć na te piękne oczy.-mówi lekko uśmiechając się, a ja już nie panując nad sobą czerwienie się jak burak. Muszę coś odpowiedzieć. Nie. Koniec myślenia po prostu powiem to co mi ślina na język przyniesie. Im dłużej się zastanawiam co odpowiadać jest gorzej. Trudno czasami mam nie wyparzony język, ale przynajmniej będę sobą.
-Mówiłam panu, bardzo mnie pan onieśmiela.-odpowiadam.
-To dobrze czy źle?-pyta.
-Sama nie wiem może dla pana dobrze bo ma pan okazje do śmiania się z moich czerwonych policzków, a dla mnie źle bo się zawstydzam i żyję ze świadomością, że właśnie napawa się pan widokiem czerwonych policzków.
-Och! Cóż za monolog panno Katshine.-uśmiecha się Josh.-Aż tak na panią działam?-pyta rozbawiony.
-Możliwe.-kiedy Josh chciał coś powiedzieć do biura wszedł pan Pier. Z powrotem wróciłam do powagi i moich przypudrowanych brązem policzków. Po godzinie lub dwóch i omówieniu całej tej sprawy mogliśmy opuścić biuro pana Preina. Wychodząc zostałam złapana za ramię i wciągnięta z powrotem do gabinetu Josha. Trzyma mnie za ramiona i patrzy na mnie uważnie. Tym razem nie spuszczam z niego wzroku. Nie wiem co się teraz dzieję, ale napewno nie to na co jestem gotowa.
-Poczekaj sekundkę.-mówi szeptem i wypuszcza mnie z uścisku. Wychodzi z gabinetu, a ja stoję w tym samym miejscu nie wiedząc co się dzieję. Co z moim szefem pewnie się dziwi czemu nie pojechałam z nim. W sumie po spotkaniu miałam mieć wolne więc akurat teraz już nie ważne co robię. Słyszę telefon dzwoniący z torebki. Tak to napewno pan Known. Szybko swoimi drżącymi rękami odnajduję telefon i odbieram.
-Wszystko w porządku Clarisso? Pan Prein powiedział, że jesteście umówieni na kawę po spotkaniu. Wrócisz sama do domu?-pyta pan Known. No tak mój troszczący się o wszystkich pracowników szef. Zaczynam odpowiadać kiedy do gabinetu wraca Josh.
-Tak, spokojnie poradzę sobie..-nie zdążyłam dokończyć kiedy Josh wyrywa mi telefon z ręki, rozłącza się i odkłada na biurko. Co to miało być?! Nie panując nad sobą krzyczę.
-Josh!-o nie. Powiedziałam mu po imieniu.
-Och, pierwszy raz spotykam się z kobietą tak szybko mówiącą do mnie po imieniu.-zawaliłam. Przecież byłam taka poukładana, a ja po imieniu. Nie czekając długo na to aż coś powiem staje tuż obok mnie przyciąga i zaczyna mnie całować. Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy, ale przecież to było od początku wiadome, że ten jego wzrok, to jak patrzył. Może Melanie miała rację i wpadłam mu w oko? No przecież bez powodu by mnie nie całował. Nie zastanawiając się dłużej oddaje się tej cudownej, przyjemnej chwili. Przez dłuższą chwilę całujemy się. Po całym wydarzeniu wypuścił mnie z objęcia i znów spojrzał na mnie tym wzrokiem. Nie wiem co on może oznaczać może jakieś błaganie, ale o co? Stoję jak słup i nie wiem, co odpowiedzieć na to co się stało. Długo nie stoimy w milczeniu. Josh stojący dalej blisko mnie bierze rękoma moją twarz odchyla w górę tak żebym patrzyła na niego.
-Teraz będziesz się na mnie patrzyła?-pyta.
-A co jeśli nie będę tego robiła?-odpowiadam pytaniem.
-Będę robił to.-bierze moją twarz i przyciąga do swojej i znów mnie całuje. Hm w sumie mogę na niego nie patrzeć. Dostane fajną kare za to. Zaczynam się śmiać i natychmiast puszcza moją twarz.
-Taki jestem zabawny Clarisso?-pyta.
-Pierwszy raz spotykam się z mężczyzną, który tak szybko zwraca się do mnie po imieniu.-przedrzeźniam go.
-Och! Proszę nie oszukiwać się bo nie wychodzi to pani.-uśmiecha się.
-Co pan w ogóle robi ze mną? Całuje pan tak każdą nieznaną dziewczynę?-pytam śmiało.
-Nie. Tylko taką co bardzo kusiła i mi się spodobała.
-Nie jestem taka...nie mogłam się spodobać tobie. Było wiele innych ładnych, śmiałych nie rumieniących się dziewczyn na sali.-mówię.
-Ale to nie była loteria na dziewczyny Clarisso.-mówi uśmiechając się.-A ja nie wybierałem sobie tam, która mi się spodoba, a która nie. Ty wyróżniałaś się bardzo z tłumu. Jako jedyna nie chcesz patrzeć mi w oczy nawet kiedy przemawiałem nie patrzyłaś sie na mnie. To było irytujące.
-Nie mogę ci patrzeć w oczy. Mówiłam ci już.
-Więc będą kary.-odpowiada.-A teraz chce cie zaprosić na kawę.-mówi.
-Czemu?-pytam choć moje pytanie jest bezsensowne. Po to żeby wypić z tobą kawe? Podpowiada mi umysł. Już żałuję, że zadałam to pytanie. Josh uśmiecha się szeroko i odpowiada.
-Czemu? Po co ludzie chodzą na kawe się pytasz? No nie wiem może żeby napić się kawy Clarisso nie uważasz?-pyta ironicznie.
-Oczywiście, ale czemu chcesz iść na tą kawe?
-Żeby cie poznać Clarisso. Pytałaś czy całuje tak każdą nieznaną dziewczynę więc zabieram cie na kawę żebyś mogła uznać, że się znamy i całuje tylko dziewczynę, którą znam i mi się podoba jasne?-pyta.
-Tak, oczywiście, że jasne.-odpowiadam. Dziwię się sama sobie jeszcze jak tu weszłam bałam wypowiedzieć się jakiego kolwiek słowa bo tak mnie onieśmielał Josh.Teraz rozmawiamy normalnie jak normalni ludzie o pocałunku mający miejsce w biurze Josha Preina miliardera całującego nieznaną szarą myszkę. To musi być sen. Uderzam się w kawiarni w głowę. Zszokowany Josh od razu pyta.
-To tik nerwowy? Jeśli tak musisz się tego oduczyć.-uśmiecha się.
-Nie. Przepraszam pewnie okropnie to wyglądało i przyniosłam ci wstyd.
-Nikt nie patrzył na to. Czemu uderzyłaś się w głowę? Jeśli można wiedzieć. Nie chce żebyś robiła sobie krzywdę.-mówi.
-Bo to nie prawda. To taki sen. Brzmi to dziecinnie, ale takie rzeczy nie zdarzają się w normalnym świecie.-mówię przygnębionym głosem. Czuję się przygnębiona.
-Jakie rzeczy?
-Ty. Nie codziennie spotyka się kogoś kto tak onieśmiela, a po paru spotkaniach i to przez przypadek całuje obcą osobę, a ja i ty to takie przeciwieństwa nie zechcesz mnie jeśli w ogóle mnie chcesz. Och matko! Nie. Ja muszę iść. Przepraszam.-szybko nie czekając na jego reakcję zabieram torebkę i uciekam z kawiarni. Jak mogłam palnąć taką głupotę. Przecież wiadome jest, że nie chce mnie, a ja powiedziałam taką głupotę. Wstyd mi za siebie. Przystojny miliarder i nie piękna asystentka Piera Knowna. Brzmi tak okropnie jak tylko może. Zresztą napewno nie pocałował mnie tak o. Może czegoś oczekuje ode mnie. Nie patrząc jak idę i gdzie idę słyszę pisk samochodu i widzę siebie na środku ulicy. Lekko się chwieje i upadam na ziemie. Nic mi nie jest, ale jak mogłam być tak nie uważna. Czuję czyjąś dłoń na ramieniu. To On. W tle słychać krzyki kierowcy i spokojny głos Josha.
-Proszę nie krzyczeć. Zagapiła się dziewczyna. Nie pierwsza, nie ostatnia. Proszę wybaczyć za zamieszanie.-mówi i podnosi mnie z ulicy. Czuję się upokorzona. Kiedy Josh ciągnię mnie gdzieś gdzie nie ma ludzi na prawdę źle się czuje i moje myśli są coraz gorsze czuje jakby moja głowa miała wybuchnąć. Idę ze spuszczoną głową i czuję na swojej tali jego dotyk. Dalej mnie prowadzi w stronę alejki gdzie ludzi już prawie w ogóle nie ma. Nagle zatrzymuję się. Unosi moją twarz tak, że muszę na niego patrzeć i mówi spokojnym, cichym głosem.
-Może i nie jestem taki jak sobie wyobrażasz bo nie spotkałem wcześniej takiej dziewczyny jaką jesteś ty. Może i jesteś onieśmielona mną, ale czasami masz niewyparzony język, może i masz w niektórych sprawach rację,ale nie zostawię cie tak szybko i może jesteś nie ostrożna, ale dalej mi się podobasz.-mówi i nie czekając na moją odpowiedź bierze mnie w objęcia i całuje. Odwzajemniam pocałunek. Tak spodobał mi się. Ten poważny, ale i zabawny niby sztywniak jak mówi Melanie, ten jakże niby romantyczny, ale poukładany, chcący rządzić ludźmi i teraz chyba mną. Ten skrywający sekrety, tajemniczy wzrok. Tak spodobał mi się cały. Tak ten pan miliarder właśnie całuje zwykłą asystentkę jakiegoś tam szefa. Czy dalej uważam, że to sen? Tak. Stoimy tak chwilkę gdy znowu wypuszcza mnie z objęć.
-Chodź, odwioze cie do domu. Okej?-pyta, a ja nie myśląc nawet skąd zna mój adres potakuje. Bierze mnie za ręke i prowadzi do czarnego samochodu. Wsiadam, a zaraz koło mnie siada Josh. Jedziemy ulicami, a ja nie chcąc już myśleć za dużo bo może się dla mnie znowu skończyć źle zamykam oczy. Czyjeś dłonie gładzą mój policzek. Natychmiast otwieram oczy. Musiałam usnąć. Matko! Mówiłam coś przez sen? Chrapałam?!
-Wstawaj księżniczko, twój dom zgadza się?-pyta.
-Tak dziękuje za podrzucenie mnie pod dom.
-Odpisz potem na mejl.-mówi.
-Mejl?
-Tak czeka na ciebie w domu ode mnie. Zgoda? Nie chce wprawić cie w onieśmielenie.
-Zgoda.
-Dozobaczenia Clarisso.-bierze moją dłoń i składa na niej delikatny pocałunek.
-Dozobaczenia Joshu.-odpowiadam i wysiadam z samochodu.

czwartek, 4 czerwca 2015

Pan Wrzechświata #3

Rano znów słyszę dźwięk fortepianu. Mój budzik. W pracy chodzę z głową z chmurach. Nie umiem na niczym się skupić jestem bardzo rozkojarzona. Kiedy niosę poranną kawę mojemu szefowi on zatrzymuję mnie od razu.
-Clarisso!-woła kiedy mam wychodzić. Pewnie teraz nieźle oberwę za to, że nie skupiam się na pracy.
-Tak panie Known?-pytam grzecznie, chcąc sprawić wrażenie bardzo skoncentrowanej i poważnej.
-Mam złą wiadomość. Chociaż dla pani to może dobra wiadomość. Moja partnerka biznesowa się rozchorowała, a miała jechać ze mną na spotkanie do pewnej firmy. Potrzebowałem kobiecego punktu myślenia bo trafi to do gazet. Pomyślałem, że skoro ona nie może ze mną jechać czy pani wybrała się ze mną? Może podszkoliła by się pani i kiedyś jakiś awans.-otwieram szeroko oczy. To wielka szansa na awans, na większe zarobki! Tak muszę przyjąć tą propozycje.
-Napewno chce pan zabrać mnie? Jeśli tak to z przyjemnością panu potowarzyszę na tym spotkaniu, ale chce zaznaczyć, że nie mam zielonego pojęcia o spotkaniach biznesowych.-odpowiadam pełna entuzjazmu.
-Tu nie potrzebne doświadczenie w spotkaniach. Będzie to temat o działalności pewnego młodego biznesmena na rzecz dzieci z Afryki. Kobiety zazwyczaj są tym bardzo zainteresowane dlatego potrzebuję kobiety do tego spotkania. Czy jest to opłacalny artykuł i czy warto to rozpowrzechniać.-w głowie z tej wypowiedzi zostało mi tylko "młodego biznesmena na rzech dzieci z Afryki". Nie to nie może być On. To byłoby niedorzeczne. Zapominając o całym świecie pan Known zaraz sprowadza mnie z powrotem na ziemie.
-Clarisso? Wszystko w porządku?-pyta.
-Tak, tak. Przepraszam zamyśliłam się. Oczywiście pojadę z panem, a kiedy odbędzie się to spotkanie i jeśli można wiedzieć o jakiego młodego biznesmena chodzi?-pytam i modle się aby to nie chodziło o Josha.
-Dziś chodzi pani bardzo rokojarzona coś się stało? Wszystko u pani w porządku? Co do spotkania odbędzie się za dwa dni więc proszę być na godzinę dziewiątą rano w biurze. Ten młody pan to Josh Prein i jedziemy do jego firmy.-w tym momencie nogi zrobiły mi się jak z waty. Znów się z nim zobaczyć? Dyskutować o jego działalności? Wypowiadać więcej niż jedno zdanie? Nie wiem czy podołam, ale zawsze stawiam sobie poprzeczki, które potem muszę przeskakiwać. Mam nadzieję, że mój szef nie domyśli się, że będę spięta, a, że Josh nie będzie mnie onieśmielał.
-Przepraszam to przez wczorajsze wręczanie dyplomów. Mama przyjechała i bardzo się za nią stęskniłam i po prostu nie umiem się skupić na pracy, ale dziękuje za troskę. Oczywiście za dwa dni się stawie na dziewiątą.-odpowiadam i wychodzę z biura pana Known. Mój szef to troskliwy człowiek. Widziałam go kiedyś z żoną. To taki poważny i elegancki człowiek biznesu, ale ma bardzo dobre serce. Pracowników traktuje bardzo dobrze. Dla każdego jest miły i o każdego się troszczy i martwi jakbyśmy byli jedną rodziną. Myśl, że mogłabym go zawieść przez moje zachowanie przy Joshu przeszywa mnie dreszcz. Załamałby się. Chce mi dać awans, a ja mu przyniose wstyd. Czy to napewno dobry pomysł abym to ja jechała na to spotkanie? Reszte popołudnia przesiadziałam w domu i zamartwiałam się. Kiedy wieczorem Melanie wróciła do domu. Od razu zauważyła, że jestem przygnębiona. Kocham ją za to, że się tak martwi i troszczy o mnie, ale czasami zachowuję się jak moja mama. Chciałaby wszystko wiedzieć i chciałaby mieć zawsze racje. Siada koło mnie bierze mnie za ręke i mówi swoim ciepłym, słodkim głosem.
-Co się dzieje? Opowiadaj.-mówi. Nie mam wyboru muszę jej powiedzieć. Nikt inny bo tego nie zrozumiał.
-Za dwa dni musze jechać na spotkanie biznesowe z moim szefem do Josha Preina i nie wiem czy podołam temu zadaniu.-odpowiadam. Melanie otwiera szeroko oczy i siedzi zdziwiona, ale zaraz potem szybko odpowiada.
-To fantastycznie! Nie uważasz, że to jakiś znak? Znów los skazuje cie na towarzystwo tego przystojniaka. To okazja żeby wypowiedzieć więcej niż jedno zdanie, Clarisso. Nie zamartiwaj się. Jeśli chodzi o pracę jesteś genialna i podołasz temu zadaniu nawet jeśli na przeszkodzie stoi przystojny miliarder.-nie wiem czy Melanie zdaje sobie sprawę, ale pogłebiła mnie w moich wątpliwościach. Nie chcę sprawić jej przkrości dlatego uśmiecham się i okłamuje.
-Chyba masz rację. Zawsze znajdziesz pocieszenie. Jak minął ci dzień?-zmieniam temat.
-Och! Fantastycznie. Poznałam świetnego faceta! Przyszedł do biura chciał widzieć się z szefową, ale zagadaliśmy się i zamienił z szefową może z trzy zdania. Dał mi swój numer i jutro się spotykamy!-opowiada Melanie. Tak to typowe dla niej. Miała już tylu facetów, ale zawsze trafia źle, a potem załamuje się i płacze przez tydzień. Oby ten chłopak nie potraktował jej tak. Przez chwilę rozmawiamy na jego temat, a potem nawet nie wiem jak, kiedy budze się na swoim łóżku przy cudownej melodii fortepianu. Kolejny dzień minął bardzo podobnie wyczekując dzisiaj. Boję się i to cholernie, ale wierze, że dam radę. Nie znam go więc nie może tak na mnie działać i onieśmielać. Patrze na budzik, ósma rano. Godzina?! Co ja robiłam w nocy? Wstaje z łóżka i potykam się o leżącą na podłodze butelke wina. No tak musiałam napić się z Melanie. Szybko biegne do łazienki. Ogarniam moje włosy. Zostawiam je rozpuszczone. Na ramiona opadają moje lekko falowane włosy. Ubieram błękitną sukienkę i białe nie za wysokie szpilki. W końcu to spotkanie biznesowe. O dziewiątej jestem już w biurze pana Knowna.
-Wyglądasz idealnie jak na spotkanie, Clarisso. Oby pan Josh poświęcił nam swój czas na rozmowę, a nie na napawanie się tobą.-śmieje się pan Known, a mi do śmiechu nie jest, ale udaje uśmiechniętą i rozbawioną tym żartem. Do biura pana Preina dojeżdżamy w dwadzieścia minut. Dla mnie to za mało na oswojenie się z tą myślą, ale chyba jeszcze buzuje we mnie wczorajszy alkohol i jestem bardziej pewna siebie. Mogłam w drodzę do pracy też się napić czegoś. Chociaż nie bo pan Known by zauważyłby. Zaczynam się śmiać sama do siebie z tego co zaczynam myśleć. Pan Known patrzy na mnie zdziwiony, a ja od razu uspokajam się. Wysiadam i staję przed wysokim na przynajmniej pięćdziesiąt pięter budynku. Szklane okna, a w nich przenikający ludzie. Tuż nad drzwiami obrotowymi wielki napis "Prein Ind." no tak to już tu. Czas stawić czoło swojej przeszkodzie i zyskać awans. Pan Known podchodzi do sekretarki i przedstawia siebie i mnie. Piękna, wysoka, chuda brunetka wstaje od biurka i prowadzi nas w stronę windy.
-Pięćdziesiąte piętro proszę pana. Pan Prein już na państwa czeka.-mówi swoim delikatnym głosem młoda dziewczyna. Kiedy jedziemy zastanawiam się jak Josh zareaguje na mnie. Czy w ogóle mnie pozna. O nie, a co jeśli nie? W sumie nie mogę dalej się zastanawiać bo winda zatrzymała się i drzwi rozsuneły się. Wchodzę do białego holu, a przede mną kolejna dziewczyna tym razem blondynka wita nas swoim szerokim uśmiechem.
-Dzień dobry, państwo do pana Preina tak?-pyta.
-Tak proszę pani.-odpowiada mój szef. Młoda, miła dziewczyna prowadzi nas w stronę drzwi do mojego koszmaru. Otwiera je, a ja wraz z moim szefem wchodzimy do wielkiego pokoju jakim jest gabinet Josha. On od razu wstaje z krzesła i lekko zdziwiony podchodzi do mnie i do pana Knowna, który od razu wyjaśnia kim jestem.
-Witam, ja jestem Pier Known, a to moja asystentka Clarissa Katshine. Byliśmy umówieni na spotkanie biznesowe na dziewiątą trzydzieści.-mówi tym swoim poważnym, ale sympatycznym głosem Pier.
-Oczywiście. Miło mi poznać panie Pier, pani Clarisso cóż znowu się widzimy.-ściska dłoń mojego szefa, a potem moją i lekko ją przytrzymuje. Specjalnie. Chce mnie onieśmielić, ale ja muszę zachować powagę nie dać się. Uśmiecham się lekko i pierwszy raz pewna siebie podnoszę na niego wzrok. Znów jego zielone, duże oczy patrzą na mnie, a ja na nie.

poniedziałek, 1 czerwca 2015

#2 Szlakiem życia - Gdy czas zbyt szybko płynie...

Witam moi mili! Dziś dzień dziecka więc przy okazji wszystkim życzę wszystkiego najlepszego bo oczywiście każdy gdzieś tam duchem jest dzieckiem :)
Ale nie o tym dzisiejszy post. Dzisiejszy post jest z kategorii Szlakiem Życia. Wprawimy się trochę w refleksyjny nastrój, ale nie przygnębiający, nie mam zamiaru Was tu zdołować ani zanudzić na śmierć więc krótki, mam nadzieję jeden z mądrzejszych wpisów, dający czasami porządnego kopa w cztery litery!
Ps. Każdy post #Pan Wrzechświata czyli kontynuacja książki będzie pojawiał się w czwartki, a Szlakiem życia w poniedziałki.
No to cóż zapraszam do czytania! :)

Czas. Czym jest czas? Nie będę zapodawać tu encyklopedycznych sformułowań na temat tego czym jest czas. Dla mnie jest on czymś, w rodzaju niczego. Tak niczego. Przeszłości cofnąć nie możemy, a na przyszłość wpływu nie mamy. Jedynie, co możemy robić to czekać...Czekanie czasami jest wiecznością. Czekamy na miłość, idealną przyjaźń, na wygraną w totka, czekamy aż do kin trafi jakiś super, fajny film, aż na półkach księgarni pojawi się wymarzona książka i tym podobne. Przez ten cudowny "czas" nawet nie możemy się zastanowić nad naszym perfidnym, monotonnym życiem. A może by tak CZAS coś zmienić? Wreszcie zatrzymać swój tykający zegar i po prostu poszukać zmian by jakże ten czas spowolnić? Dzieci marzą by być już wreszcie w szkole, by ten czas szybko płynął, młodzież pragnie być już dorosła więc też liczą, żeby to szybko upłynęło. Liczą dni do wakacji, ale halo! Im szybciej do wakacji tym szybciej z powrotem do nauki! A o czy myślą dorośli? No bo napewno nie o tym by czas szybko płynął i przyniósł im starość. Chcą znowóż cofnąć się do czasów kiedy chodzili do szkoły, a dzieci, dom i rachunki jeszcze nie istaniały. Dla mnie, żadne z tych podejść nie jest prawidłowe. Ludzie wiecznie żyją tylko tym "czasem". Wiecznie pragną by była jakaś konkretna data, ale czy ktoś w tych czasach żyje teraźniejszością? Dlaczego teraz wszystko toczy się z grą o czas? Moja wizja jest taka: Przez chwilę zastanówmy się i przeanalizujmy jak wygląda nasz typowy dzień. No co? Szkoła? Praca? Dom, nauka, praca w domu, pomaganie, spotykanie się ze znajomymi i takie tam. To teraz zróbmy tak. Przez jeden dzień (może być weekend żeby nie było, że szkoła, gdzie uczniowie pilnują zegaru jak własnego telefonu i czekają aż skończy się wykład nauczyciela i pragną dzwonka, a w pracy modlą się by już skończyć to i iść do domu) zapomnijmy, że istnieje prędkość czasu. Zwolnijmy tępo, nie przyśpieszajmy. Stańmy w miejscu, zatrzymajmy domowe zegary, nie patrzmy w telefon i przeżyjmy taki właśnie dzień. Dzień bez śpieszenia się, bez życia w stresie "Czy zdążę? Nie spóźńie się? Która godzina do diaska?!" i gdy tak będzie sobie powoli płynął czas będziemy mieli chwile na zastanowienie się nad swoim pięknym życiem nie patrząc w przeszłość, której nie da się cofnąć i przyszłość, której nie jesteśmy w stanie zaplanować w 100%. Choć raz chwytajmy dzień. Carpe diem!
"Nie bądź kotem, nie prześpij życia"
"Czas nie daje odpowiedzi, on tylko stawia kolejne pytania."